W naszym słowniku wyrazów bliskoznacznych języka polskiego dla kontekstu „jako określenie zamykania kogoś w więzieniu” znajduje się łącznie 8 synonimów. Synonimy te podzielone zostały na 1 grupę znaczeniową i opisane wyrażeniem „jako określenie zamykania kogoś w więzieniu” .
Definicje te zostały podzielone na 1 grupę znaczeniową. Jeżeli znasz inne definicje pasujące do hasła „cela w więzieniu” lub potrafisz określić ich inny kontekst znaczeniowy, możesz dodać je za pomocą formularza dostępnego w opcji Dodaj nowy. Pamiętaj, aby definicje były krótkie i trafne.
Na wstępie należy zaznaczyć, że wniosek o warunkowe przedterminowe zwolnienie jest w stanie przysporzyć trudności. Pomoc profesjonalnego adwokata może okazać się niezbędna. Obligatoryjne elementy wniosku to: wskazanie adresata (właściwy sąd penitencjarny); określenie danych skazanego; własnoręczny podpis skazanego;
140 views, 2 likes, 0 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from LUBLINIEC-Kocham to miasto: Życie w więzieniu - cela w Zakładzie Karnym
Cela karna więzieniu. Podaj hasło które pasuje do pytania „Cela karna więzieniu”. Jeżeli nie znasz prawidłowej odpowiedzi na to pytanie, lub pytanie jest dla Ciebie za trudne, możesz wybrać inne pytanie z poniższej listy. Jako odpowiedź trzeba podać hasło (dokładnie jeden wyraz). Dzięki Twojej odpowiedzi na poniższe pytanie
dawniej, środowiskowo; cela karna w więzieniu pozbawiona okien i pryczy; karcer. POWIĄZANE HASŁA: karc.
. Dostęp do bieżącej prasy, telewizora, zniesienie statusu osadzonego niebezpiecznego oraz cela z wybranym znajomym – z wnioskiem o spełnienie takich wymagań zwrócił się niedawno do dyrekcji kryminału, w którym przebywa, Jakub A., podejrzany o zabójstwo 10-letniej Kristiny. W sieci zawrzało. – Popełnił tak okrutny czyn i jeszcze stawia jakieś żądania – pisali oburzeni internauci. Jak to bieżąca prasa? Kto za nią płaci? – pytają inni. Sprawdziliśmy. To niejedyny więzień, który chciałby mieć w celi coś osobliwego. Przykład? Jeden z osadzonych poprosił o zgodę na posiadanie w celi kota. Swoją prośbę uzasadnił stwierdzeniem: kot łagodzi obyczaje. Zgody nie dostał, był bardzo rozżalony. Jak to jest z tymi żądaniami więźniów? Czytaj także: RPO o dostępie do informacji publicznej: więzień ma prawo znać protokół kontroli kominów Kubek, fajka i TV – To co skazany może mieć w celi, reguluje art. 110a Kodeksu karnego wykonawczego – wyjaśnia „Rz" mjr Arleta Pęconek z Centralnego Zarządu Służby Więziennej. I wylicza: artykuły żywnościowe w wadze do 6 kg, papierosy, fajki, środki higieny osobistej, zegarek, listy oraz zdjęcia członków rodziny i bliskich, przedmioty kultu religijnego – krzyż, obrazki święte, materiały piśmienne, notatki osobiste, książki, prasę i gry świetlicowe. Pisma wyglądają tak: „Zwracam się z prośbą do dyrektora ZK w T. na posiadanie w celi małego radyjka na baterie oraz słuchawek. Za pozytywne rozpatrzenie mojej prośby bardzo dziękuję". Albo: „Proszę o wydanie zgody na zakup w tutejszej kantynie żelu do włosów. Prośbę motywuję tym, że nie golę głowy na łyso i od zawsze używałem żelu lub gumy do włosów". Lub: „Proszę o zgodę na posiadanie w celi bluzy bez kaptura i spodni dresowych. Prośbę motywuję tym, że nadchodzi jesień, zbliżają się zimne dni. Poza tym ćwiczę na spacerach. To ułatwiłoby mi utrzymanie higieny osobistej, ponieważ chcę uniknąć ćwiczenia w odzieży skarbowej". – Pisma opiniuje kwatermistrz oddziału. Osadzeni proszą najczęściej o zgodę na posiadanie w celi telewizora, czajnika, grzałki czy dresu. Zdarzają się prośby mniej typowe, np. jednemu ze skazanych zależało na figurkach, które swego czasu dodawano do paczek z herbatą jako gratisy. Tłumaczył, że zamierza je traktować jako przedmiot kultu religijnego. Dyrektor zakładu karnego może jednak zezwolić skazanemu na posiadanie w celi sprzętu audiowizualnego, komputerowego oraz innych przedmiotów, w tym podnoszących estetykę pomieszczenia. Co z tą prasą? Mjr Pęconek mówi, że skazany może zgłosić prośbę o prenumeratę konkretnych tytułów. Warunek jest jeden: ma pieniądze na więziennym koncie, żeby za nie zapłacić. Nie może być natomiast mowy o wybieraniu sobie kompanów do celi. Ich przydzielanie zależy bowiem od wielu czynników, karty karnej i kalibru sprawy, za którą trafili za kratki. Nie ma także mowy o laptopach w celi. W każdej jednostce jest komputer dostępny dla osadzonych. Dzięki niemu mogą znaleźć potrzebne im informacje np. na temat przepisów prawa. Galeria zdjęć na Facebooku Zdarzają się wpadki. Kilka miesięcy temu media obiegły zdjęcia pewnego skazanego, który w celi dzielnie trenuje mięśnie i tężyznę fizyczną. Fotografie trafiły na Facebooka. Widać na nich wnętrze celi, skazanego, proste urządzenia do ćwiczeń, na półce odżywki i suplementy diety dla sportowców. Wszystko wskazuje na to, że fotografię zrobiono telefonem komórkowym (z dostępem do internetu). Problem w tym, że skazany nie może go posiadać. Wśród ponad 75-tys. rzeszy osadzonych zdarzają się i tacy, którzy tuż po przyjęciu do kryminału dostają specjalny status: Niebezpieczny. Ich życie za kratkami wygląda zupełnie inaczej niż pozostałych. Różnice widać także w kwestii posiadania dodatkowych rzeczy w celi. Ich cele, tzw. N, są małe i szczelnie okratowane. Skazany z N-ką pod ochroną Więźniowie zakwalifikowani do tzw. kategorii „niebezpiecznych" przebywają w specjalnych warunkach, spełniających względy bezpieczeństwa. Cele mieszkalne oraz miejsca i pomieszczenia wyznaczone do pracy, nauki, przeprowadzania spacerów, widzeń, odprawiania nabożeństw, spotkań religijnych i nauczania religii oraz zajęć kulturalno-światowych, fizycznych i sportu muszą być wyposażone w odpowiednie zabezpieczenia techniczno-ochronne. Są one zamknięte całą dobę i są częściej kontrolowane niż te, w których przebywają inni więźniowie. Mogą uczyć się, pracować, uczestniczyć w nabożeństwach, spotkaniach religijnych i nauce religii oraz korzystać z zajęć kulturalno-oświatowych, z zakresu kultury fizycznej i sportu, tylko w oddziale, w którym są osadzeni. Poruszanie się więźniów niebezpiecznych po terenie zakładu karnego lub aresztu odbywa się pod wzmocnionym dozorem i jest ograniczone tylko do niezbędnych potrzeb.
6 marca 2014, 17:51 Ten tekst przeczytasz w 10 minut Pedofil za kratami to jednocześnie parias i więzień pod specjalnym nadzorem. Jest zależny od ludzi – wychowawców, strażników, współwięźniów. Oni mogą mu za kratami zgotować piekło, ale też przed tym piekłem uchronić Zabytkowy Pawilon A to – nie licząc kuchni i sali widzeń – najmniejszy budynek Zakładu Karnego nr 2 w Strzelcach Opolskich. Może pomieścić 60 osób. To niewiele, bo w całym więzieniu przebywa ponad 600 osadzonych – wszyscy to recydywiści. Z zewnątrz niepozorny, nie wyróżnia się na tle pozostałych zabudowań koncepcją architektoniczną ani systemem zabezpieczeń. Ale to nie gabaryty ani zapach niedrożnej kanalizacji, który atakuje nozdrza, przesądzają o specyfice tego miejsca. – Kanalizacja jest wiekowa, czasem dostają się do środka szczury, widać jeden niedawno padł – słyszę od jednego z pracowników. Osobliwością „Jedynki” jest nietypowa galeria. Posępne ściany XIX-wiecznego budynku zdobią bowiem obrazy. Pod jedną z cel podziwiać można przykurzoną reprodukcję „Babiego lata” Józefa Chełmońskiego, pod inną scenę batalistyczną w drewnopodobnej ramce. Barbara Sowa Portret blondwłosego chłopca o niewinnej twarzy na korytarzu wygląda niemal równie karykaturalnie co wystawa z dziełami skazańców w jednej z sal terapeutycznych. Wykrzywione w demonicznych uśmiechach wizerunki kobiet i tandetne pejzaże wiszą tu obok misternie sklejonego z kawałków papieru kolorowego parowozu zabawki i płaskorzeźb z wizerunkami aniołów. Klimat jak z groteskowej szkolnej sali plastycznej. Nie pasują tylko kraty w oknach. „Jedynka” jest oddziałem terapeutycznym dla osób z niepsychotycznymi zaburzeniami psychicznymi lub upośledzonych umysłowo – czyli dla dewiantów, debili i cweli – mówią bez ogródek więźniowie z sąsiednich oddziałów. Tutaj trafiają gwałciciele, osoby upośledzone umysłowo, po przebytych psychozach albo nerwicy, narkomani, alkoholicy i pedofile. Tutaj przez ponad 20 lat siedział Mariusz Trynkiewicz, pedofil, zabójca czterech chłopców z Piotrkowa Trybunalskiego, a obecnie ucieleśnienie największych społecznych lęków w naszym kraju. Barbara Sowa Siedział i malował, bo arteterapia była jedyną formą zajęć, jaką tolerował. Gdy inni współwięźniowie uczestniczyli w treningach zastępowania agresji czy treningu relaksacji, uczyli się kontrolowania emocji, empatii czy walczyli z nałogiem, on nie rozstawał się z pędzlem – malował w pracowni, na świetlicy, pod celą i w celi. To jego pejzaże przez lata wisiały na ścianach. Dziś wiele z nich zdobi zupełnie inne ściany – w mieszkaniach nieświadomych niczego donatorów, którzy kupowali obrazy Trynkiewicza na aukcjach charytatywnych czy licytacjach WOŚP. Trynkiewiczowi włos z głowy w Strzelcach nie spadł, choć popełnił czyn w więziennej popkulturze uznany za najgorszą zbrodnię, który z miejsca spychał go na samo dno tutejszej hierarchii. Pedofil, niczym karaluch, budzi za kratami największe obrzydzenie. Jest bity, gwałcony, poniżany i wykorzystywany na wszelkie możliwe sposoby. Jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja. Ale pracownicy strzeleckiego zakładu dbają, by takich okazji było jak najmniej. Mieszkańcy Pawilonu A na spacery wychodzą w wyselekcjonowanych grupach i w określonych porach, w więziennych imprezach rzadko uczestniczą, mają własne. Jeśli chcą, żyją w izolacji od reszty skazanych. Cichy, rzadko się skarży O ich bezpieczeństwo dba też liczebniejsza kadra. W „Jedynce” pracuje dwa razy więcej oddziałowych, do tego dochodzą wychowawcy, psychologowie, pielęgniarka i psychiatra. Pedofil z Piotrkowa był więc więźniem specjalnej troski, nie musiał się obawiać, że stanie się łatwą ofiarą. Dodatkowo sam unikał kontaktów z osadzonymi. Nie dlatego, że się bał, ale dlatego, że czuł się od nich lepszy, mądrzejszy, sprytniejszy. Na oddziale terapeutycznym – nie licząc osadzonych szczególnie agresywnych, których trzyma się w specjalnych celach z meblami przykręconymi do podłogi – Trynkiewicz był jedną z silniejszych jednostek. Szybko dochrapał się wysokiej pozycji. Nie biedował, miał nawet wpływ na to, kogo przydzielą mu do celi. Ale nie wszyscy pedofile mogą tu liczyć na takie przywileje. Na oddział terapeutyczny trafiają tylko przestępcy z potwierdzonymi zaburzeniami preferencji seksualnych. Większa część skazanych za wykorzystywanie małoletnich albo pornografię dziecięcą to nie są zdiagnozowani pedofile. Kieruje się ich na zwykłe oddziały. Czasem na własne życzenie. W zakładzie w Strzelcach pedofilów jest około 20, terapię odbywa zaledwie kilku. W całym kraju za kratami siedzi ich obecnie 933. Pedofil to więzień niemal idealny. Nie grypsuje – bo żaden szanujący się „git” by mu na to nie pozwolił – nie kombinuje, nie wszczyna burd, jest cichy, rzadko się skarży, bo donos w więzieniu może być jego gwoździem do trumny. Ogólnie stara się nie rzucać w oczy. Krzysztof* był do niedawna idealnym tego przykładem. Przez lata nie wysłał żadnej skargi, nie otrzymał żadnej nagany. Nie jest pewien, kto powiedział współosadzonym o ciążącym na nim wyroku. W celi wiedzieli właściwie od początku, choć dobiegającego czterdziestki bruneta trudno byłoby wyłowić z tłumu. Krzysztof nie wyróżnia się wzrostem, posturą ani zachowaniem. Nie spuszcza wzroku, nie drży mu głos. Tylko ręce woli trzymać pod stołem albo zakrywać dłuższymi rękawami. Widać na nich ślady przypalania papierosem. W niewielkiej jednostce w Hajnówce na Podlasiu takie ślady każdy zauważy, wieści szybko się rozchodzą. Krzysztofa skazano za gwałt na 14-latce. – Przespał się z nią, ale ta smarkula wszystko zaplanowała. Znam ją, bo mieszka w naszej klatce, przeklinała, papierosy tliła. Z 6 przedmiotów była zagrożona – próbuje go bronić matka. Przekonuje, że dziewczyna chciała wyłudzić pieniądze, czego dowodem miał być SMS, który ponoć wysłała do przyjaciółki, miała się chwalić, że wyciągnie z tego 15 tys. zł. Ale w dokumentach dowodowych o SMS-ie nie ma słowa. Mężczyzna został skazany na 8 lat pozbawienia wolności. Za kratami spędził już ponad połowę wyroku. Z łatką pedofila i gwałciciela. W jednym z listów do matki syn zasugerował, że w celi jest traktowany jak żona. – Z tą różnicą, że ja swojej nigdy nie biłem – napisał. Ale gdy matka zapytała wprost o to, czy jest wykorzystywany seksualnie, zaprzeczył. W celi ma jeszcze czterech współwięźniów, żaden nie grypsuje, więc tolerują sąsiada ze stygmatyzującym paragrafem. Ale Krzysztof nie ma prawa usiąść z nimi przy jednym stole. Posiłki spożywa na stojąco albo na sedesie. Jest bity i okradany. – Gdy powiedziałam wychowawcy, odparł, że dopóki krew się nie poleje, to on nie będzie interweniował – żali się kobieta. W listach Krzysztof pisze, że ani na więźniów, ani na funkcjonariuszy poskarżyć się nie może. Pierwsi w najlepszym wypadku obiją mu mordę, drudzy zawsze mogą przenieść go do celi grypsujących. Cela pod nadzorem Każdy nowy przestępca seksualny, który ma na koncie nieletnią ofiarę, to dla dyrekcji więzienia kłopot. Zwłaszcza jeśli jego zbrodnią przez kilka tygodni żyły media, a nazwisko i twarz zwyrodnialca nie schodziły z czołówek gazet. Tak było z Trynkiewiczem czy słynnym psychoterapeutą Andrzejem S. Więźniowie doskonale wiedzieli, z kim mają do czynienia, od pierwszego dnia ich odsiadki. Wieść o nowym sąsiedzie rozchodziła się po zakładzie lotem błyskawicy. Aby uniknąć linczu w celi czy na spacerniaku, trzeba takim przestępcom znaleźć odpowiednie towarzystwo. I dodatkową ochronę. Ryzyko wpadki, którą rozdmuchają media, jest zbyt duże. Przydzielając odpowiednią celę, dyrekcja bierze pod uwagę nie tylko względy osobowościowe i konfliktowość delikwenta, stopień demoralizacji, ale chociażby to, czy pali papierosy. Skazany po raz pierwszy nie powinien siedzieć z recydywistami, palący z niepalącymi, a pedofil z grypsującymi. Można go za to wsadzić do alimenciarzy, drobnych oszustów czy gwałcicieli, bo o ile na górze więziennej stratyfikacji ewoluują kodeksy i wewnętrzne podziały, to na dole od lat jest bez zmian. – W sumie jednym z nielicznych elementów niezmiennych jest dno więziennej stratyfikacji. Pedofile byli, są i będą wykluczani – potwierdza dr Mariusz Snopek z Uniwersytetu Opolskiego, który od kilku lat bada sytuację poszkodowanych w polskich zakładach karnych. Jego ostatnie badania objęły ponad 220 skazanych z grupy poszkodowanych. Snopek wskazuje, że więzienna społeczność ewoluuje. Dla przykładu jeszcze do niedawna dla grypsujących liczyły się przede wszystkim muskuły, dziś ważniejsze są spryt i pieniądze. Obecnie osadzonych można podzielić na grypsujących, niegrypsujących, cwaniaków (którzy mają dość władzy charakterniaków) i poszkodowanych. Do tej ostatniej grupy trafić można nie tylko za paragraf, ale za długi, donoszenie, współpracę z klawiszami czy po prostu słaby charakter. Nie wszyscy pedofile proszą o ochronę i bezpieczną celę. Wychowawca każdego uprzednio informuje o zagrożeniu, dlatego rzadko zdarza się, że przestępca seksualny decyduje się iść na zwykły oddział. Są jednak jednostki, które czują się silne i radzą sobie bez dodatkowego wsparcia. Maskują się, wymyślają rzekomo popełnione przestępstwa, a nawet – jeśli mają na koncie inne wyroki – zabierają do celi stosowne dokumenty. Ale często na nic to się zdaje. – Wchodzi się do celi i cię taksują. Najpierw – wiadomo – patrzą na gabaryty, większym łatwiej budzić respekt. Potem pytają, skąd jesteś i kogo znasz, a na końcu, za co cię posadzili. Można skłamać, wozić się przez jakiś czas, ale prędzej czy później pękniesz – mówi niespełna czterdziestoletni Marek, szef strzeleckiego radiowęzła, który odsiaduje w strzeleckim Pawilonie B wyrok za zabójstwo. On sam nie grypsuje, ale cieszy się tu szczególnymi względami – może swobodnie poruszać się po oddziale, celę dzieli tylko z jednym współwięźniem, no i gra w tutejszym zespole na perkusji. – Pedofila da się wyczuć. Zdradza go strach – mówi Marek i zaraz dodaje, że tutaj jest inaczej. Strzelecka „Dwójka” to zakład karny dla recydywistów, więzienni wyjadacze rzadziej dają „się podpalić”, lepiej kontrolują emocje. – Jak człowiek liczy na warunkowe zwolnienie, to nie chce sobie ściągnąć na głowę kłopotów – odpowiada, gdy pytam o więzienną podkulturę i jej stosunek do pedofilów. Lista tortur, jakie mogą im zaserwować sąsiedzi za kratami, jest długa. W zakładach krążą historie o pojeniu zboczeńców uryną, kręceniu wora (czyli miażdżeniu jąder), gwałtach, podpalaniu penisa nasmarowanego wcześniej maścią na spirytusie. Z badań Snopka wynika, że największa grupa więźniów boi się przemocy fizycznej – pobicia, a nawet śmierci. Co trzeci z przebadanych przez niego poszkodowanych obawiał się ośmieszenia i upokorzenia, co czwarty – wyzwisk. Od 13 do 15 proc. więźniów wspominało o strachu przed okradnięciem i gwałtem. Nie wystarczy więc dobrze ulokować skazanego. Na znalezieniu odpowiedniego towarzystwa do celi rola służby więziennej się nie kończy. Potem trzeba go jeszcze pilnować i patrzeć – czy siniaków mu nie przybywa, czy trzyma pion i ma siłę wstać, żeby odebrać talerz. W społeczności poszkodowanych, w tym pedofilów, nie istnieje pojęcie solidarności. – Są bardziej skonfliktowani niż inne grupy. Wydawać by się mogło, że siebie traktują gorzej niż grypsujący poszkodowanych – mówi Snopek. Zasada jest prosta: znęcali się nad tobą, to prędzej czy później szukasz kogoś, abyś ty mógł się znęcać. Dlatego izolowanie poszkodowanych od innych skazanych wcale nie jest słuszne, bo oni sami są wrogo nastawieni wobec siebie i sami się dzielą, tworząc dno w dnie. Zakłady karne powinny unikać tworzenia gett. Pieniądze dają spokój Los pedofila w celi najbardziej sugestywnie pokazał Konrad Niewolski w swojej „Symetrii”. – Uwal się, kurwa, na pizdę i nawet nie mruknij – syczy na powitanie do nowego współwięźnia filmowy „Kosior”. Dalej obserwujemy, jak znienawidzony zboczeniec jest bity, okradany, poniżany, a w końcu powieszony przez współwięźniów „na tygrysie”. Pod nosem klawisza. – Ale czasy „Symetrii” są bardzo odległe – mówi dyrektor więzienia w Strzelcach Opolskich, ppłk Andrzej Tesarewicz. Zapewnia, że w interesie służby więziennej jest zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim osadzonym. Także pedofilom. Tu nikt nie ryzykuje, wedle zasady: lepiej dmuchać na zimne, ale zdaniem Tesarewicza ostracyzm w stosunku do pedofilów ma dziś coraz bardziej symboliczny wymiar. – Kodeks kultury przestępczej złagodniał. Poważaniem wśród osadzonych cieszą się ci skazani, którzy mają pieniądze i pomoc materialną z domu – dodaje. Potwierdza to Maciej Lisowski z Fundacji Lex Nostra. Podkreśla, że dziś wykorzystywanie przestępców seksualnych w subkulturze więziennej wynika bardziej z kiepskiej sytuacji ekonomicznej osadzonych niż jakichkolwiek kodeksów. Powody są prozaiczne. – Paragraf to wygodny pretekst, choćby do tego, by okradać współwięźnia. Wielu osadzonych to osoby z marginesu, ścigane przez komornika, kosztem współosadzonych zdobywają środki na papierosy, żywność – wyjaśnia Lisowski. – Prędzej dochodzi do konfliktów na tle niezgodności charakterów czy z bardziej prozaicznych powodów związanych z codzienną egzystencją w celi mieszkalnej – wtóruje mu dyrektor Tesarewicz. Choćby z powodu telewizora. Za jego kadencji w Strzelcach nie odnotowano żadnego przypadku napaści czy pobicia wynikającego z tego, jak podkulturowy kod każe traktować skazanych za wykorzystywanie nieletnich. – Nie podaje się takiemu ręki, nie akceptuje się go w jednej celi czy pracy, ale do rękoczynów w więziennej Polsce na tym tle dochodzi rzadko – zapewnia Tesarewicz. Ze statystyk w całym kraju wynika, że w 2012 roku odnotowano zaledwie dwa przypadki samoagresji z powodu presji podkultury więziennej. Rok wcześniej tylko jeden. Liczbom trudno wierzyć, bo większość poszkodowanych boi się skarżyć. Innych danych nie ma. W przeszłości głośno było jednak o zabójstwach w celi. Trzy lata temu wyrok dożywocia za zabicie współwięźnia usłyszał Sebastian L. ze Zgierza. Odsiadywał wyrok za rozbój i pobicie ze skutkiem śmiertelnym w jednej celi z pedofilem. Pewnego dnia zakatował go taboretem. 10 lat temu podobna historia miała miejsce w Toruniu. Zresztą pedofilów trzeba chronić w każdym więzieniu. Także za granicą. W amerykańskim zakładzie w hrabstwie Fremont w stanie Kolorado przestępców seksualnych, którzy skrzywdzili dzieci, określa się wulgarnym pseudonimem KFC (ang. Kiddy-Fucking Cunt). Na Wyspach kilka lat temu gwałciciel 13-letniej dziewczynki został wypatroszony przez współwięźniów za pomocą prowizorycznej broni z żyletek przyczepionych do uchwytów od szczoteczek do zębów. Tajemnicą poliszynela jest też to, że funkcjonariusze niechętnie wtrącają się w więzienne porachunki. Przymykają oko, a nawet po cichu kibicują dręczycielom, wierząc, że dla zwyrodnialca, który skrzywdził dziecko, kara pozbawienia wolności to za mało. Nie różnią się tym od większości społeczeństwa. – Ludzie domagają się linczu, ale nie zdają sobie sprawy, że większość więźniów zgnębionych za murami kiedyś wyjdzie na wolność. Akcja rodzi reakcję – ostrzega Lisowski. Jego zdaniem system powinien dążyć do resocjalizacji bez względu na rodzaj przestępstwa i nie tolerować dodatkowych sankcji wymierzanych przez podkulturę więzienną. – Od tego, co działo się za murami, zależeć będzie późniejsze zachowanie skazańca. Albo zrozumie swój błąd, albo będzie pałał żądzą odwetu za swoje krzywdy – tłumaczy Lisowski. Plan zemsty zrealizuje na wolności. Chyba że po odsiadce trafi do zamkniętego ośrodka. Taką możliwość daje uchwalona specjalnie dla Trynkiewicza i jemu podobnych ustawa. Wkrótce okaże się, czy ostatecznie trafi tam „szatan z Piotrkowa”. W kolejce już czekają następni. Tylko w samych Strzelcach bierze się pod uwagę trzech zwyrodnialców. Barbara Sowa Gdy będą wychodzić, pożegna ich widniejący przy drzwiach Pawilonu A cytat z kardynała Stefana Wyszyńskiego. „Przebaczenie jest przywróceniem sobie wolności, jest kluczem w naszym ręku od własnej celi więziennej”. Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL Kup licencję Zobacz więcej Przejdź do strony głównej
Bangkok jest pełen atrakcji turystycznych i uśmiechu, ale mało osób wie że 11km od Bangkoku w prowincji Nonthaburi znajduje się najcięższe wiezienie na świecie Bang Kwang Bangkok, zwane „Bangkok Hilton”. Bang Kwang w Tajlandii to najcięższe więzienie na świecie Kajdany jak w średniowieczu Centralne więzienie Bang Kwang w Bangkoku (Bang Kwang Central Prison) wybudowane zostało w 1930 roku przez Chińczyków 11km na północ od stolicy. Według różnych źródeł przebywa tam ponad 8 tys. więźniów, choć wybudowano je na 3500 osadzonych. Do maja 2013 roku więźniowie przez pierwsze 3 miesiące pobytu (skazani z wyrokiem śmierci przez cały pobyt) nosili stalowe kajdany na nogach. Gruby pręt, przy pomocy specjalnej prasy, zaginany był na nogach więźnia, a następnie go zaspawywano – oparzeniami nikt się nie przejmował. Kajdany o wadze około 5kg wrzynały się w skórę powodując otarcia, rany i infekcje. Brama główna więzienia Bang Kwang w Bangkoku sprawia niewinne wrażenie i w niczym nie przypomina wrót do piekła. Koszmarne warunki w tajskim więzieniu Miska czerwonego ryżu dziennie, 70-osobowe cele, szalejące choroby, bród, robactwo i walka o przeżycie to codzienność Bang Kwang Prison. Światło w celach świeci się przez całą dobę. Za jedzenie, a nawet miejsce do spania na podłodze więźniowie muszą płacić. W celach więźniowie, by się pomieścić śpią na boku. W 2014 roku telewizja BBC wyemitowała program dokumentalny pt. „The Real Bangkok Hilton – Bang Kwang Bangkok„, który można obejrzeć w internecie. Jak zgodnie potwierdzają osoby, które przeżyły pobyt w tym więzieniu, ten film o więzieniu w Tajlandii nie pokazuje prawdziwego obrazu więzienia (pokazano jedynie to na co pozwoliły władze więzienia), mimo to robi wrażenie. Ludzkie zoo kolejną atrakcją turystyczną Więzienie w Bangkoku stało się atrakcją dla znudzonych świątyniami turystów. Na rzecz uwięzionych obcokrajowców działa wiele fundacji i stowarzyszeń. Początkowo proszono osoby odwiedzające Bangkok, aby odwiedzać rodaków, wspierając ich na duchu, przekazywać informacje z kraju i dla rodziny, czy wspomóc jedzeniem. Kilka lat temu pojawiła się wręcz moda na odwiedzanie więźniów z krajów zachodu. Turyści zaczęli traktować więzienie Bang Kwang jako swojego rodzaju „ludzkie zoo” w którym podając się za rodzinę lub bliskich, oglądali ludzi w klatkach. W zamian za wizytę należało przynieść odwiedzanemu więźniowi jedzenie. Za pieniądze kupisz lepsze warunki, a nawet służących W „Bangkok Hilton” jak nazywane jest to więzienie na zachodzie, panuje specyficzna hierarchia wśród osadzonych. Więźniowi przysługuje mała porcja ryżu z warzywami dziennie, którego według relacji więźniów nie da się jeść. Jedzenie można kupić w więziennej kantynie. Kto ma pieniądze, ten może kupić sobie lepsze życie: pojedyncza cela z telewizorem, jedzenie z pobliskiego sklepu, czy telefon komórkowy to tylko kwestia gotówki. W więzieniu wykształcił się tzw. CHIT SYSTEM, w którym więźniowie za jedzenie pracują dla bogatszych osadzonych. Zasada ta zmusza obcokrajowców osadzonych w Bang Kwang Central Prison do korzystania z pomocy organizacji charytatywnych i fundacji, bu kupić sobie lepsze warunki. Wysokie na 6 metrów mury, druty kolczaste i ogrodzenie pod napięciem w więzieniu Bang Kwang w Bangkoku skutecznie zniechęcają do planowania ucieczki. Polak w najcięższym więzieniu świata W więzieniu Bang Kwang w Bangkoku przebywa wielu obcokrajowców skazanych za przemyt lub handel narkotykami. Polak, Michał P. przeżył w tym tajskim więzieniu 6 lat, jako jeden z nielicznych, który został z niego wypuszczony. Król Tajlandii Bhumibol Adulyadej ułaskawił Polaka po liście podpisanym przez 3 prezydentów Polski: Lecha Wałęsę, Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Kaczyńskiego. Jak podkreślił Aleksander Kwaśniewski to jedyny tego typu przypadek, by trzech prezydentów Polski podpisało taki list. Michał P. po powrocie do kraju napisał książkę o swoim pobycie w Bang Kwang Central Prison Bangkok. W styczniu 2015 roku został zatrzymany w trakcie akcji kieleckiej Policji przeciwko grupie narkotykowej W sumie w sprawie zatrzymano sześć osób z terenu powiatu kieleckiego i Skarżyska-Kamiennej. Prokuratura Rejonowa Kielce Zachód, która prowadzi śledztwo przedstawiła podejrzewanym zarzuty wytwarzania, wprowadzania do obrotu znacznych ilości narkotyków, a także handlu i posiadania środków zabronionych – podało Echo Dnia. Zobacz więcej książek o Tajlandii >> Zdjęcia z więzienia Bang Kwang Bangkok – Tajlandia 10 faktów o więzieniach w Tajlandii Około 10% wszystkich więźniów przebywających w Bang Kwang to skazańcy z wyrokiem śmierci 2. Przeludnione więzienia Przeludnienie w więzieniu jest tak duże, że na każdego więźnia przypada mniej niż 0,8 metra kwadratowego. W celach o wymiarach 6x8m przebywa około 45 więźniów Według tajskich norm powinno to być 2,25m2. 3. 150-osobowe cele dla kobiet W więzieniu dla kobiet w Chiang Rai cele mają wymiary 19x12m i przebywa w nich około 150 osadzonych kobiet. 4. Narkotyki w więzieniu Około 60% więźniów zażywa narkotyki, które są przemycane do więzienia przez bliskich, rodzinę, a nawet strażników. 5. Telefon komórkowy w celi to nie problem Każdego roku strażnicy konfiskują więźniom ponad 3000 telefonów komórkowych. Cena prostego telefonu, który w sklepie kosztuje mniej niż 1000 THB, w więzieniu wzrasta do ponad 12000 THB. Własnym smartfonem więzień może się cieszyć za ponad 1 000 000 THB. 6. Więzienie w Tajlandii film W 2010 roku więzień o imieniu Jeffrey przesłał koledze w Stanach Zjednoczonych video nagrane telefonem komórkowym na którym widać zażywanie narkotyków, a nawet palenie ogniska przez więźnia. Materiał pt. „Thai Prison – Inmate View” został opublikowany w serwisie 7. Tajlandia w azjatyckiej czołówce Według danych z maja 2016 roku, Tajlandia zajmuje 2 miejsce w Azji pod względem liczby więźniów na 100 000 mieszkańców (474), wyprzedzą ją jedynie Turkmenistan (583). 8. Ucieczka z więzienia w Bangkoku Człowiekiem, któremu udało się uciec z więzienia jest David McMillan. W 1996 roku przepiłował kraty w celi, pokonał kolejne siedem wewnętrznych murów i zewnętrzny z użyciem drabiny z bambusa – tak to opisuje w swojej książce. Bardziej prawdopodobne, że uciekł korumpując strażników. Z Tajlandii poleciał do Singapuru. 9. Śmierć za podrobienie pieczątki W 2006 roku w więzieniu w Bangkoku zmarł niemiecki arystokrata, który został aresztowany za podrobienie stempla wizowego. 10. Forteca pod napięciem Więzienie zajmuje 80 akrów i jest podzielone na 13sekcji, oddzielonych 6-metrowym murem. Zewnętrzne mury są wpuszczone w grunt na głębokość metra i sięgają 6m nad powierzchnię. Ich łączna długość to prawie 2,5km, dodatkowo od strony wewnętrznej zabezpieczone są ogrodzeniem pod napięciem. Kara śmierci w tajskim więzieniu W więzieniu Bank Kwang wykonywana jest kara śmierci. Skazany dowiaduje się o egzekucji 2 godziny wcześniej. W tym czasie może jeszcze wykonać 10-minutową rozmowę telefoniczną. Wcześniej zabijano więźniów z broni palnej – kat strzelał w kurtynę, za którą stał skazany. Sposób uśmiercania zmieniono na bardziej humanitarny kilkanaście lat temu. Od tego czasu do krwiobiegu więźnia wprowadzana jest trucizna. Zwłoki poddaje się kremacji.
Przykłady Odmieniaj ‒ Wtrącić do karceru ‒ zarządził Cezar. ‒ Niech tam przez dzień czy dwa raczy swoimi mądrościami szczury. – Kapitanie, może lepiej odsiedzę kilka dni w karcerze – odezwał się Lans w galaktycznym Literature Od tygodni myślał o ucieczce – właściwie od chwili, w której opuścił karcer. Literature Po pięciu dobach zimnego karceru lekarz patrzy na skostniałe nagie ciało i mówi: „Można jeszcze”. Literature – Jezu – mruknąłem. – Tydzień w karcerze. Literature Prosto do karceru, gdzie zostałem przez piętnaście dni. Literature Zakuto mnie w kajdany i wsadzono na siedem miesięcy do ciemnego karceru. Literature Cokolwiek jest pod karcerem, raczej pnie się do góry. Po pańskiej ucieczce Valls posłał Martina do karceru w jednej z wież Literature Wybrańcy Julius Becker siedział w karcerze pięć pełnych dni. Literature Mogło to zapowiadać ukaranie Cecylii Róży, w najgorszym przypadku karcerem. Literature Wiele razy w koloniach Walery był ukarany przez umieszczenie w karcerze, pozbawienie prawa do widzeń z rodziną, a także tortury i upokorzenia, groźby śmierci od administracji więzienia, mające za sobą główny cel: podpis pod dokumentem o rezygnacji z działalności politycznej. WikiMatrix Ktokolwiek z was powie jeszcze coś o duchach... to szybko skończy w karcerze. Cal trochę poszalał w karcerze, zanim do niego dołączyłam, rzucał krzesłami i stołem, który również nosi ślady walki. Literature Wsadzą cię do karceru, a mnie razem z tobą. Udowodnili mi winę nie spodziewałem się niczego innego i skazali na trzy dni karceru. Do tego jeszcze coś o ładnej nazwie: dieta numer jeden czyli racje głodowe. Lagun - Popatrz na tę ścianę - powiedział Halders. - Wygląda, jakbyśmy pracowali w bunkrze albo w karcerze. Literature Niemcy niszczyli tunel, wrzucali kogoś na tydzień do karceru i tyle. Literature W karcerach było tak zimno, że więźniowie z trudem mogli zasnąć czy choćby tylko się położyć. Literature Pierwszy tunel będzie szedł od 105 pod Vorlagerem, karcerem i drutami. opensubtitles2 Brüll zwalnia Messiaena ze wszystkich obowiązków i umieszcza go w karcerze. Literature Później jednak trafił do karceru, a po karcerze wpisano mu do akt całą historię jako antysowiecki wybryk. Literature
Bransoletki Pełnoletniej prezentują blogerki z Grochowa, fot. M. Brus Czy brak czasu po tamtej stronie nie pozwolił zdolnościom wydostać się z wnętrza? Czy człowiek nie wierzył w siebie? A może niewiedza o samym sobie czy nie odnalezienie własnego miejsca lub nieukształtowany charakter powodują, że nie mamy świadomości, co w nas drzemie? A może nuda sprzyja ciekawości w tym miejscu? Jedni rodzą się z talentem, który dostrzegają osoby bliskie, innym trzeba „pomóc”, a jeszcze u innych będzie to zupełny przypadek. Pomocą może być spotkanie na swojej drodze drugiego człowieka z pasją i wysłuchanie jego historii. Mogą to być zajęcia o danej tematyce i choćby spróbować w nią wejść. Ja na przykład nie lubię malować, nie czuję rysunku, nie kręcą mnie farby, pastele czy ołówek, ale też nigdy nie wyszłam z zajęć o tej tematyce. Niejedna osoba przy moich „pracach” może się pocieszyć, o toteż chodzi. Za to poznałam w więzieniu tyle talentów plastycznych, ile kolorów w palecie barw. Jedni weszli z tym, drudzy się odnaleźli, dzięki innym. Płótno czy kartka na start zawsze jest czysta. Ich drogi bywały różne. Osobiście lubię dopingować osoby, które zaczynają naukę poznawania swoich zdolności. Lubię patrzeć, jak się rozwijają, wzbogacają. Monika z Grudziądza czy Lui – osoby Wam znane z bloga, kochają rysować, malować. Zapewne jest to ich ucieczka w inny świat. Świat, który za pomocą czarnego węgla, potrafi dostać odcieni życia. Przez te wszystkie lata tutaj ,,dotknęłam’’ sporo rękodzieł osadzonych. Począwszy od pomysłowych prac z chleba czy wręcz ruchomych – z masy solnej. Twarze rodzin, spoglądające z niejednej ramki na zdjęcia, zrobione z folii po kawie czy chipsach. Szkatułki ze słomy, wiatraki z zapałek, z gazet – kosze, statki, zwierzęta. Torby z worków na śmieci lub niepotrzebnych reklamówek. I te najbardziej podziwiane przeze mnie szydełkowane prace: począwszy od odzieży, bieżników, serwet aż po czapki, szaliki, maskotki, łapacze snów i jeszcze więcej. Do tej pory mam stringi zrobione przez Małgosię!!! Oraz przeróżne metody robienia, choćby przeze mnie, bransoletki na dysku kumihimo, szyte igłą, robione na szydełku, plecione shambalą. Mówią, że rękodzieło zawsze było w cenie – niech będzie, ale ile radości i dumy powoduje fakt, że odnalazło się coś w sobie. Co to rodzi! Talent, to pomysł na życie, choć tu bardziej na prezent. To sposób na przetrwanie, ale i docenienie siebie. Pełnoletnia dziękuję Agnieszce Błażewskiej za wprowadzenie mnie w ten koralikowo-sznurkowy świat. Pozdrawiam Cię. Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus W więzieniu najważniejsza jest twoja psychika – albo masz ją silną, albo nie masz. Nie ma złotego środka na to, jak to wszystko przetrwać. Nie robisz nic – niedobrze, robisz coś – niedobrze… ogólnie lipa. Czego nie możesz w więzieniu robić albo nie powinnaś? ( Jedno i drugie ciężkie do wykonania.) – Pożyczać w jedną i drugą stronę Pożyczając komuś, licz się z tym, że nie odda, a jak ty pożyczysz od kogoś, to powie, że nie oddałaś. Płacisz podwójnie, niczym „chwilówkę”. – Dzielić się tym, co masz – tzw. „wspólnota” Jedzenie i tytoń kupujecie na spółkę i razem spożywacie; po odejściu współosadzonej z celi okaże się, że ona dawała więcej i dostaniesz info z wyliczeniem, ile jesteś winna, a co lepsze, to czasem do zwrotu w trybie ekspresowym (oczywiście nie jak Poczta Polska). – Dawać namiarów na bliskich Niekiedy prosimy o pomoc, by ktoś przekazał jakąś informację. W praktyce informacja brzmi: ona nie może zadzwonić do domu, ale prosi, żeby nie odbierano od niej telefonu, bo ma straszne kłopoty, za to osoba dzwoniąca może podać nr konta bankowego, gdzie można przelać pieniądze, i ta osoba jakoś je przekaże. – Chodzić do wychowawcy Częste wizyty w tym miejscu mogą się skończyć różnymi perypetiami. Na przykład zostaniesz nazwana kablem (nie mam na myśli takiego od telewizora, a raczej przedłużacz). Czasem można też się dowiedzieć, że jesteś czyjąś rodziną. Nieważne, że idziesz w sprawie „własnej”, bo w tym miejscu takich nie ma. – Opowiadać o sobie My, kobiety, lubimy rozmawiać, nie tylko o sobie, ale ogólnie. A gdy coś leży nam na sercu, przecież wygadać się trzeba, współosadzona wysłucha, doradzi, pomoże….a potem wykorzysta to przeciwko tobie. Oj, żeby tylko – czasem zostaniesz nazwana narcyzem bez uczuć, bo mówisz o sobie. – Przejmować się plotkami na swój temat Plotka – oto słowo jakże często powtarzane w tym miejscu. A przecież każdy się brzydzi plotkami (dziwne). Plotka żyje własnym życiem, nie potrzebuje nawet tlenu. Idziesz do telefonu, rozmawiasz z koleżanką, padną słowa: „Też za tobą tęsknię, Iza”, i już plotka gotowa – żyjesz w związku z kobietą. A kogo obchodzi prawda? Przecież jest nudna. – Brać do siebie, że ktoś cię nie zna, a osądza Oj, to jest temat najlepszy. Widzisz kogoś pierwszy raz na „peronce” (korytarzu), przechodzisz obojętnie. Nagle słyszysz, że przecież ona cię dobrze zna i wie takie cuda na twój temat, że cud w Kanie Galilejskiej to przy tym mały pikuś. A najlepsze jest to, że widząc kobietę ponownie, podchodzisz do niej i mówisz: „Siema”, zaś ona patrzy na ciebie jak na kosmitę i odpowiada: „Ale my się przecież nie znamy”. – Mówić, ile wydajesz w kantynie Robisz sobie zakupy w kantynie (tutejszej „Biedronce”). Uważasz to za normalne, że padnie kwota, jaką wydajesz, bo ceny są z Marsa – no przecież nie z Wenus( kobiety by takich nie wymyśliły). I co słyszysz w odpowiedzi? Jaka z ciebie bogaczka, trzaskasz kasą jak lalunia, po co ci balsam za 20 zł, skoro jest za 6? Myślisz, kurde, jestem nienormalna chyba😊. Ale czy kogoś obchodzi fakt, że to twoje pieniądze i twoje ciało? A skądże, bo przecież za tę różnicę możesz kupić dwa i dać jeden dla dziewczyny obok. No cóż, życie jak w pudelku, co nie zrobisz, jest źle… – Wierzyć w to, co ktoś mówi Słowo – niby nic, a jaką ma moc sprawczą. Pomyśl sobie, siedzisz w celi i słyszysz historie: byłam w Madrycie, jadłam homary w Dubaju, piłam wino z winnicy swojego mężczyzny. Oj, gdzie ona nie była. I co? Oczywiście, że zazdrościsz, myślisz sobie: jaka ze mnie dziewka od krów, nie znam świata. Tylko nagle wychodzi na jaw, że homar był rakiem z Dunajca, a ty jednak nie jesteś dziewką i nie masz krowy. A szkoda, bo mleko lubisz! Zołza Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Odkąd sięgam pamięcią wieś była miejscem, gdzie czułam się doskonale, bez ograniczeń mogłam oddychać pełną piersią. To cudowne uczucie wyjść przed dom, pochodzić boso po porannej rosie, nacieszyć oko soczyście zielonym lasem, wsłuchać się w śpiew ptaków, zjeść wspólny posiłek na tarasie… Takie wspomnienia zostały mi z dzieciństwa, tak wyglądał mój dom rodziny. A taras, o którym wspominam, zresztą tak jak cały dom, zbudował mój ukochany Tato. Niemal 20 lat mieszkałam z rodzicami na wsi, a od bardzo młodego wieku zaczęłam pomagać w gospodarstwie. Myślę, że nieodzownym elementem wsi jest właśnie gospodarstwo. Takie, gdzie w oborze stoją krowy, psy gonią swoje ogony, a kury znoszą jajka, czasami nawet gdzie popadnie. Piękny obrazek, taki mój. Często, kiedy nie mogę zasnąć, albo gdy ciągle zamknięte drzwi więziennej celi wywołują atak lęku czy paniki, staram się włączyć retrospekcję uczuć, wspomnień, cudownych chwil, których nikt nigdy mi nie zabierze. Myślę wtedy o Tacie, który tulił mnie do siebie, gdy kolejny raz byłam chora. Razem słuchaliśmy „Jolki” Krzysia Cugowskiego. Miałam wtedy może 6 lat, kompletnie nie rozumiałam słów tego naszego ulubionego przeboju. Tatuś nauczył mnie wszystkiego, co dobre, niezbędne w codziennym życiu. To on zaraził mnie miłością do szachów, nauczył jeździć na rowerze, a później i samochodem. Dzięki niemu mój system wartości jest dobrze rozwinięty i nie kuleje. Dziś, dzięki niemu, mam tak piękne wspomnienia, których kurczowo się trzymam. Idę do przodu, by kiedyś wrócić do domu rodziców i podziękować Ojcu, bo jak dotąd, będąc na wolności, nigdy nie miałam na to czasu. FOTOGRAF Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Tak też myślałam do czasu, kiedy się tam nie takie samo zdanie o osadzonych , jak Ty, Czytelniku. Media karmią nas newsami, takimi stricte ekstremalnymi, które zwrócą uwagę widza czy odbiorcy słowa pisanego, aby pobudzić jego wyobraźnię. Skupiają się na czynach, głośnych rozprawach, a nie na tym jak funkcjonują osadzone kobiety w warunkach izolacji, kiedy kończy się ten medialny w celach, dla Was z kobietami skazanymi za najgorsze przestępstwa, jakich może dopuścić się człowiek. Takimi, które najchętniej społeczeństwo by skazywało na kary, jakich polski kodeks nie chcę Wam, Czytelnikom, uświadomić, że nigdy nie miałam najmniejszego powodu, by się ich to wrażliwe kobiety, które mają swój wewnętrzny kodeks moralno-etyczny. Ten kodeks, jest zdecydowanie bardziej bezlitosny, od karnego. Żałują. Każda przeżywa to na swój sposób. One nie skarżą się na to, że są wareszcie. Analizują i przeżywają, jak to możliwe, wracając do chwil poprzedzających czyn. Ta kara, którą dźwigają na barkach każdego dnia, jest wyniszczająca. Ktoś patrzy z boku spotykając je na więziennymkorytarzu, zajęciach czy innych okolicznościach, gdy są poza cela mieszkalną i myśli sobie: uśmiechnięte pewnie nie żałują – zasłużyły. A co niby mają zrobić? Muszą jakość żyć, funkcjonować – one wiedządoskonale, że życie to najcenniejszy proszę. aby społeczeństwo przestało je tak krytycznie odbierać. One już zostały osądzone i skazane. W głębi siebie przeżywają najbardziej krytyczną z kar. Są dla siebie bardzo surowe. Czasem warto każdyproblem rozbić na czynniki pierwsze, wtedy spadają przysłowiowe klapki, które mamy na Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Praktycznie każdy dzień w więzieniu jest do siebie bardzo podobny, mamy ustalony plan dnia tj: 7:00 APEL. Wstajemy, a ilość osób przebywających we wszystkich celach jest przeliczana. 8:00 ŚNIADANIE. Cela otwiera się na chwilę i kalifaktorki podjeżdżają z wózkiem, na którym znajduje się jedzenie. Dostajemy chleby i śniadanie przysługujące każdej z nas (w zależności od diety). 13:00 OBIAD. Podajemy nasze zielone miski na zupy i platery (plastikowe talerze), na które nakładane są posiłki. 17:00 KOLACJA. 19:00 APEL. Jest jeszcze temat „mycia się”. A więc mamy możliwość 2 razy w tygodniu pójść pod prysznic. W dni pozostałe korzystamy z misek na celi. Każda ma własny opracowany sposób. 😊 A więc czy to piątek, świątek czy niedziela – wszystko wygląda prawie tak samo. W oknach kraty i pleksa, przez którą nie widać światła, zamknięte przez 23 godziny na dobę w 5-osobowej brak wolności, czuć te mury. Jest dużo czasu na wiele myśli,aż za dużo. Ale są też przyjemne momenty, na przykład przysługujące godziny na spacer, gdzie wychodzimy do małego pomieszczenia otoczonego szarymi murami. Jednak nie ma dachu, lecz kraty, które pozwalają przedrzeć się promieniom słonecznym w część spacerniaka. Lubię tak usiąść na betonie, oprzeć się o mur, zamknąć oczy i wystawić twarz do słońca. Przez moment staram się zapomnieć o tym, gdzie się chwilą. Następną miłą odskocznią jest codzienny 6-minutowy telefon. W tym czasie możemy porozmawiać z bliskimi. To najmilsza część dnia codziennego, jednak zawsze czuję niedosyt i czekam na następny dzień. Są chwile szczęścia, mimo miejsca w którym się znajdujemy. Także dostanie listu czy wypiski daje radość. Bo czy nie fajnie przeczytać, co słychać u przyjaciółki? Albo zjeść zakupioną w kantynie ulubioną czekoladę? 😊 Mimo tej monotonii i otaczających nas murów, każda z nas znajdzie jakąś swoją radość, taką nawet malutką 😊. Jutro też będzie zwykły dzień w więzieniu, pojutrze również, tak samo za dwa dni… Ale może wydarzy się coś miłego? 😊Każda z nas na to liczy i czeka… Bo czasu mamy mnóstwo… KALENKA Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Czytam właśnie odpowiedzi od Was, Drodzy Czytacze i trafiłam na takie zagadnienie w komentarzu Asia Em: Na ile jesteśmy w stanie zachować swoje codzienne rytuały i nawyki? Dla mnie to porażka, od początku do końca. W tym miejscu nie ma mowy o prywatności i to jest dla mnie najgorsze. Być może zabrzmi to dziwacznie, ale się powtórzę – najbardziej brakuje mi tutaj możliwości pobycia samej. Budzę się rano – i widzę obce gęby. Nawet jeżeli lubi się swoje współosadzone (co nie jest częstym dla mnie zjawiskiem), to nie zmienia to faktu, że to obce osoby. Wykąpać się rano nie mogę, bo nie ma łazienki, więc myję się w misce, jak w średniowieczu. Ekspresu do kawy nie można mieć, więc żeby nie mieć fusów trzeba się było przerzucić na rozpuszczalną, a to nie to samo. Zjeść tego, na co ma się akurat ochotę, nie ma szans. Albo zjesz to, co dostaniesz, albo co kupisz sobie w kantynie – to drugie nie oznacza, że akurat tego chcesz. Hobby… Żeby móc się spełniać w tym, co sprawia przyjemność, to graniczy z cudem. Wybieram więc coś, na co mam szansę dostać zgodę, a i z tym łatwo nie jest. To, co chciałabym robić, jest całkowicie poza moim zasięgiem, i nie ma takiej siły, aby to przeskoczyć. Żaden z moich rytuałów i nawyków nie przetrwał na tutejszej niwie, bo nie miałam jak ich przesadzić. Na ile mogłam, musiałam stworzyć sobie nowe, i na milimetr mi się udało 😉 – a ten milimetr, to dla mnie bardzo dużo. Jak mówi przysłowie – ,,lepszy rydz, niż nic’’. W tej jednostce, dzięki temu, że Fundacja Dom Kultury organizuje fajne zajęcia, mogłam próbować nowych rzeczy i w tym się spełniam. Nawet jeśli nie do końca odpowiadała mi tematyka niektórych zajęć, to zaspokojona była – pomimo wszystko – moja babska ciekawość tego, co nowe. Dzięki temu, że raz za razem działo się coś innego, to przeżyłam szereg pierwszych razów 😉, co bawiło mnie przeogromnie. Tutaj żyje się jakoś tak schematycznie, bo dzień do dnia jest bliźniaczo podobny – trochę tak jak w filmie ,,Dzień Świstaka’’. Tyle, że tam bohater mógł rozwijać wiele umiejętności i opanowywać je do perfekcji. Gdy nie ma się zbytniego wyboru, to czerpie się z tego co jest dostępne. Nawet jeżeli nie do końca nam to pasuje. Pozdrawiam, Małgosia Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Jeden kwadrat. Trochę metrów przypadających na osobę, gdzie wiatr wpadający oknem przynosi zapachy wolności, które ściskają serce, że to tak daleko, a trzask zamykanych drzwi budzi strach przed tym, by to nie było na zawsze. Pomieszczenie, w którym gęsto jest od złego i zimno od morza łez. Słone grzechy pływają jak własnoręcznie wykonane papierowe statki, które iskierką dobroci dałoby radę zmienić w popiół. Tylko urny przypominałyby o złej przeszłości. Każdy w swoim życiu staje na rozdrożu. Dotyka tego niezdecydowania, niedowierzania. Wyostrzenie wzroku nic nie da, by dostrzec co jest na końcu dróg. Trzeba przemyśleć i podejmować decyzje, złapać za bary konsekwencje, jak najbardziej upchać bagaż i wybrać drogę. Nigdy nie wycelujesz w jedną do końca. Jej odnogi to kolejne przemyślenia. I to tak się toczy, coś zostaje za Tobą, coś uczy. W tym miejscu znajdujesz się za? … Sami wiemy za co. Zgarbieni od wstydu, z opuszczonymi ramionami niemocy, oczami skierowanymi w dół. Człowiek widzi własne stopy i nagle go zaskakuje, że on sam tu „przyszedł”. Że sam doprowadził się do tego punktu. Prosty mechanizm. Podnosisz jedną stopę, by postawić pierwszy krok. Później drugą, i okazuje się, że idziesz. Że sam, bądź przy pomocy kogoś, to wszystko wychodziłeś. Tu możesz odgrzebać sumienie. Poukładać sprawy do naprawienia, ludzi do przeproszenia i sytuacje do zakończenia. Tu możesz sobie przypomnieć o uczuciach, o trzeźwym myśleniu, o tym, że nie urodziłeś się zły. Dokonania każdego, to prywatna lista tego, co było, ale też tego, co może być przed nim. Nawet jeśli wydawałoby się, że na końcu tej źle wybranej drogi jest przepaść, to masz wybór czy chcesz się rzucić. Niekiedy wystarczy się cofnąć jeden krok, by coś inaczej pokierować. Innego słowa użyć. Innego człowieka posłuchać. Podobno nie ma sytuacji bez wyjścia, trzeba po prostu szukać do niej drzwi. Pełnoletnia Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus Miasto, w którym umiar łagodnie i stanowczo narzuca swoją władzę wszystkim ekscesom ciała i umysłu. Są tam tak szczęśliwe momenty– jakiś plac, aleja, parki, muzea albo ciąg jakichś budynków – gdy całe nagromadzone napięcie rozładowuje się w harmonii ze mną. Rozkoszą dla moich oczu, dla ducha, mych wspomnień – jest dla mnie moje miasto, Lublin. A gdzie jest Twój moment szczęśliwości? Zapraszam Cię do opowiedzenia swojej historii – myśli – o sobie. Jaka jest Twoja bezpieczna przystań? Z jakiej Twej myśli bije ciepło, która jest dla Ciebie ciepłem duszy? Masz taką przystań – przestrzeń dla siebie? Bo mi tego brakuje – jestem tylko sama, gdy wspominam, myślę? Błogi czas tylko dla mnie. Gdzie w pełni możesz być sobą? KIM JESTEŚ w swoim bezpiecznym miejscu? I jak tam jest u Ciebie? Dużo pytań, ale gdy większość ludzi jest teraz home office, to może będziecie chcieli podzielić się z nami swą myślą, opinią? Trochę Ci pomogę 😉. Masz krzesło i czas? Bo ja to aż nadmiar. Usiądź na krześle. Stopy połóż na podłodze, płasko. Zamknij oczy. I pobądź sam/sama. 15 minut bez telefonu, muzyki. Tylko Ty, Twoje ciało, Twoje myśli. Nie układaj myśli – niech same Ci przychodzą – bezwładnie. Niech sobie lecą niczym balon wypuszczony. Coś Ci zaszeleści, coś upadnie. Wytrzymaj. Prawdopodobnie nie będzie łatwo. U mnie brzęk kluczy działa wyciszająco 😉. Dziwne, ale tak jest. Ale trwaj w tym – oddychaj. I podziel się z nami tym, co uzyskasz. Moje współlokatorki są zachwycone! 😉 Czekamy na Twoje wspomnienia. Wiewiórka (Eveline) Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. „LATABLA DE FLANDES” – „SZACHOWNICA FLAMANDZKA”, CZYLI SZTUKA, MATEMATYKA I ZBRODNIA. W1469 roku, w księstwie Ostenburga, najemny morderca wypuszcza skrytobójczy bełt w pierś sławnego rycerza Rogera d’Arras. W dwa lata później flamandzki mistrz Pieter van Huys maluje obraz „Partia szachów”, w którym zawiera zagadkę śmierci rycerza. Pod koniec XX wieku ktoś zaczyna mordować osoby z otoczenia Julii, madryckiej konserwatorki zabytków odnawiającej „Partię szachów”, a wszystko zdaje się być powiązane z tamtą zbrodnią sprzed pięciuset lat. Perez-Reverte snuje wysmakowaną opowieść detektywistyczną w intelektualnym klimacie środowiska artystycznego. Nie ma tu żadnych prostackich bójek, pościgów, strzelaniny czy wulgarnych dialogów. Morderca i jego przeciwnik – genialny szachista, od nowa rozgrywają partię rozpoczętą w XV wieku na obrazie flamandzkiego malarza. Szachy stają się metaforą życia i śmierci, a szachowe figury – symbolem prawdziwych postaci. Autor, prowadząc czytelnika przez labirynt tajemnic osób przedstawionych na obrazie i w przedziwnym przenikaniu się warstw czasu i przestrzeni, łączy je z losami współczesnych bohaterów, prowadzi śledztwo, ostatecznie obnażające zbrodniarzy, rozdzielonych przepaścią stuleci, lecz, w sumie, nie tak znów się od siebie różniących. Aczkolwiek pojedynek dwóch graczy sięga najwyższych poziomów sztuki, ostatecznie wyłania się obraz trywialny: w zbrodni nie ma niczego wzniosłego, z pozoru wyrafinowany umysł mordercy okazuje się, w gruncie rzeczy, mało oryginalny, a morderstwa – zarówno to średniowieczne, jak i te współczesne, mają u podstaw podobnie ohydne i przyziemne, a chwilami wręcz banalne motywy. Niekwestionowaną zaletą książki jest intelektualna łamigłówka, w której zasadę poszukiwań stanowi matematyczna analiza i logika. Na tym fundamencie szachista Munoz zbuduje swoją hipotezę, która doprowadzi go do winnego. Niejako w kontraście do jego postaci umieszczeni zostają nieudolni i skorumpowani funkcjonariusze policji. Ostateczny wniosek z lektury? W jakiekolwiek szaty ustroiłaby się zbrodnia, na końcu zawsze objawia się jej brzydota, miałkość jej argumentów i destrukcyjny wpływ na samego zbrodniarza oraz jego życiową przestrzeń, przy czym nie oznacza to bynajmniej, że świat jest czarno – biały, jak szachownica. Wprost przeciwnie, nawet w finalnej scenie dramatu jest miejsce na szarości, na obrazy w obrazie, i może nad tym warto się zastanowić. Zośka Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001. Fot. Małgorzata Brus O tym, aby nigdy więcej nie budzić się ze strachem po opuszczeniu tego miejsca, ani gdy zadzwoni dzwonek do drzwi lub usłyszę pukanie (znowu to samo?). Marzę o tym, aby dojść do celów, które wyznaczyłam sobie, zanim znów tutaj trafiłam! Marzę o tym, aby mój syn miał w przyszłości fajne życie (poukładane) i nigdy nie popełnił moich błędów życiowych… Aby moja mama była zdrowa, dumna ze mnie, moich sukcesów oraz sukcesów mojego synka i co oczywiste, tych, które moja niesamowita mamcia ciężką pracą (dzieląc ze mną moje problemy, smutki i porażki) dała radę! Osiągając to, do czego dążyła, bez względu na kłody rzucane przez los – pod nogi 😊. Aby w przyszłości mój syn osiągnął to, o czym marzy i kiedyś będzie marzyć! Żeby posiadał siłę i wiarę w siebie i w swoje możliwości i potencjał – KTÓRY W NIM JEST…! Ostatnim moim marzeniem jest to, aby moja motywacja w trudnych chwilach, momentach – napędzała mnie w dążeniu, w poukładaniu kawałek po kawałeczku w jedną całość, abym mogła przenosić góry oraz zaznała miłości prawdziwej, odwzajemnionej i docenionej w każdym momencie mojego życia (bezpieczeństwo, ostoja, zaufanie, zrozumienie i dzielenie się wzajemnie: smutkiem, radością,troskami i wszystkim, co możliwe). Osiągnięcie celu i pokazanie swoich możliwości NIEDOWIARKOM 😊. To chyba tyle 😊. Pozdrawiam, ,,J, P, M…” Kocham Taka Ja Warsztaty edukacji kulturalnej w więzieniach nasza Fundacja może prowadzić dzięki wsparciu osób takich, jak Ty. Wesprzyj je, wpłacając 23 zł online: lub przelewem na konto Fundacji: 28 1600 1462 1821 2325 1000 0001.
karna cela w więzieniu